sobota, 1 lutego 2014

Archiwalia czerwiec 2007: Rumunia, Transylwania, Festiwal Kultury Żydowskiej, kieleckie sztetle, makro owady

[Rumunia] Transylwania...


 11.06.2007 :: 20:01...to nie Dracula.
To kraj pięknych dzikich gór, wiosek, w których zatrzymał się czas, malowniczych miasteczek i malowanych monastyrów, a przede wszystkim serdecznych, życzliwych i pogodnych ludzi.
Rumunia to kraj cudów. Byłem tam z dziesięć razy i wciąż nie mam dosyć.
Rumunia to baśń.Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość dzieją się tam
równocześnie, a rozpad przechadza się pod rękę ze wzrostem. Nowe, owszem, nadchodzi, ale minione również trwa w najlepsze.
Andrzej Stasiuk

Cozia. W dole płynie Aluta.


Jarmark we wsi, której nazwy już nie pamiętam.

Przyroda górska nie tylko jest piękna. Okazała się również drapieżna. W następnym odcinku może pokażę pewną roślinę gwoli ostrzeżenia... A tymczasem mieczyk z gór Cozia.

Krzyż pod lasem.

Monastyr Turnu.

Jeden z fresków bogato zdobionych monastyrów. Ciąg dalszy w kolejnym odcinku.


Zwózka siana.

Rumuni kolejny raz okazali się bardzo towarzyscy i życzliwi dla przybyszów.
Szczególnie w miejscowościach, gdzie nie docierają masowo turyści.

Górska droga.

Chyba wszędzie w tej części Europy starsi ludzie lubią przed zmierzchem posiedzieć na ławeczce, obserwując świat.

W najbliższym czasie kolejne obrazki z Transylwanii i Wołoszczyzny.


[Rumunia] Wołoskie monastyry


Link 13.06.2007 :: 16:44 Komentuj (2)
...malowniczo położone wśród gór, pod lasami, na uboczach wsi.
Freski w ciepłych barwach, misternie rzeźbione portale, kamienne rozety i bogato zdobione elewacje. Hojnie złocone ikonostasy. Święte studnie z uzdrawiającą wodą. Wielogodzinne śpiewy kilkunastu mnichów ukrytych za ikonostasem. Starzy ludzie o twarzach prosto z ikon, ozdobionych niekiedy uśmiechem życzliwie witającym przybysza.
A na dziedzińcach porykują pasące się krowy.

(Klikając podwójnie w obrazek można uzyskać oryginalny rozmiar).

Manastirea Cozia. Cerkiew szpitalna z XVI w. zbudowana z inicjatywy mnicha Radu Paisie.

Cozia, cerkiew klasztoru położonego nad rzeką Alutą pochodzi z1388 r, z czasów panowania Mirczy Starego. Jest pochowany w tej cerkwi wraz z Teofaną, matką Michała Walecznego.


Drzwi do cerkwi pokryte są rzeźbami i malowidłami.

Freski w przednawiu z miejsca przyciągają uwagę.




Szkoda, że nie słychać chóru mnichów,  monotonnie rozbrzmiewającego w tej świątyni.

Freski w przedsionku zewnętrznym datowane są na koniec XIV wieku.

Na życzenie hospodara Neagoe Basaraba wydrążono w 1517 roku studnię, która ściąga wodę z górskiego źródełka, bijącego tuż przy wejściu do cerkwi. Woda z niej ma podobno dobroczynne właściwości. Ludzie wrzucają do niej banknoty jednolejowe i bilon. W rewanżu?


Studnia przy monastyrze Turnu.
Klamka zaraz ustąpi.



Piękne nasycone barwy fresków nie wyblakły przez wieki.

Carskie wrota w Turnu.


Praca w ogrodzie.

Monastyr Horezu stoi za wioską Romanii de Jos. To jeden z najcenniejszych średniowiecznych zabytków Wołoszczyzny, wpisany na listę UNESCO i jedyny z odwiedzanych przeze mnie, wokół którego kłębiły się szkolne wycieczki. Przy pozostałych panowały pustka i cisza. Nie muszę chyba mówić, że wolę atmosferę tych, w których poważnie przechadzali się jedynie ich nieliczni już mieszkańcy.




Niebo i piekło. Jak zwykle.


Horezu. Rezydentka podcerkiewna łapała za ręce rozdygotanymi lodowatymi dłońmi, coś gorączkowo tłumaczyła, chciała mieć zdjęcie, do którego skwapliwie się upozowała.

Pod cerkwią pasły się krowy.

Manastirea Bistrita. Klasztor założony w 1492 r. przez hospodara Vlada Calugarula, zniszczony na początku XVI w. podczas walk hospodara Mihnei cel Rau ze zbuntowanymi bojarami z Krajowej, którzy go następnie odbudowali, jest pięknie położony wśród wzgórz poprzecinanych głębokimi skalnymi wąwozami.




Malowidła ścienne przedstawiają nie tylko postacie świętych i sceny religijne, ale i członków rodzin Barncoveanu, Basarabów i Cantacuzino, dobrodziejów klasztoru.

Kamienna koronka.




W cerkwi półmrok, zapach kadzidła i piękne niskie głosy, a pod cerkwią...

poświęcanie samochodu, ale i...


zatrzymany czas.

Pozdrawiam serdecznie cierpliwych, którzy zechcieli ze mną powędrować szlakiem monastyrów.
Kolejny rumuński odcinek będzie chyba o życiu potocznym.


Rumunia


Link 17.06.2007 :: 09:04 Komentuj (6)
...to kraj kontrastów, w którym Czas wiruje, stare zazębia się z nowym, zamienia ze sobą elementami składowymi. Gładkie asfalty szos służą na równi najnowszym modelom dacii, mercedesów i land rowerów, jak i zaprzęgom konnym, czy wozom ciągniętym przez osiołka, a w poprzek dróg snują się stada krów z rozłożystymi rogami, na poboczach pasą się konie, czasem na środku jezdni zatrzyma ruch zadumana koza. Młodzież poprzebierana za prezenterów MTV mija się na ulicach miast i wsi z rówieśnikami w  ludowych strojach. Na średniowiecznych uliczkach zadbanych szacownych miast spotyka się chłopów w szerokoskrzydłych kapeluszach,  z drewnianymi widłami, czy grabiami na ramieniu, jakby właśnie wracali z pola i nikogo to nie dziwi. Obok supermarketów i klimatyzowanych pachnących sklepów bywają jarmarki, jakie u nas można spotkać już tylko w literaturze. Szokujące bizantyjskim rozpasanym przepychem i eklektyczną pomysłowością cygańskie pałace sąsiadują z maleńkimi drewnianymi domkami, a mieszkańcy jednych i drugich popijają pod sklepikiem ciuc, paląc papierosy i leniwie omawiając swoje sprawy.  Rumunia to ciągłe zaskoczenie i niespodzianki czekające za każdym zakrętem.
Nie pokazuję Ci tutaj zabytków, te możesz obejrzeć w przewodnikach, jeśli zechcesz. Staram się pokazać, jak wygląda zwykłe życie. Tyle, ile udało mi się zaobserwować w tak krótkim czasie. Nie zawsze chciałam, czy mogłam pstryknąć zdjęcie (można je powiększyć dwukrotnie klikając).

I zbieram się wciąż do Miasteczka...


Unia Europejska weszła na rumuńską wieś,  stada baranów jak dawniej wędrują wyremontowaną szosą, a konie są niezbędnym elementem krajobrazu.

Cluj, czyli Kluż. Rumuni twierdzą, ze sercem Transylwanii jest Alba Julia, a jej mózgiem Cluj. Miasto uniwersyteckie, równie rumuńskie, jak i saskie, węgierskie, żydowskie. W upalny czerwcowy dzień dało się zaobserwować pośpiech i okularników.
Na głowie króla Macieja Korwina stojącego przed gotycką farą św. Michała przysiadł gołąb.

Antykwariusz.




Średniowieczny piękny Sybin tętni życiem: koncerty, wystawy, kawiarnie i tłum turystów z całego świata. Ale jak się chce, można znaleźć spokojną atmosferę małego miasteczka.

Pod flagą w Alba Julii.

Domek, jakich wiele na wołoskiej wsi. Romanii de Jos.

Tak wyglądają przystanki autobusowe na wołoskiej prowincji. Ławeczka, stolik i ikony, czuwające nad bezpieczeństwem podróżnych.

Ten młyn wodny wciąż pracuje.

Nowe buty. Czy buty na sprzedaż?


Sprzedawcy.

W górach Parang.

Przed cabaną na przełęczy.

W cabanie gospodyni przygotowuje nam mamałygę.

Mamałyga podana z pikantnym serem i bryndzą, w towarzystwie smacznego ciemnego piwa silvan. I książka pamiątkowa schroniska.


O jeden most za daleko.


Siedząc pod sklepem nad piwem łatwo nawiązuje się znajomości.

Ten Cygan dumny ze swoich sznytów bardzo chciał mieć ich zdjęcie. Bystrica.


Przypadkowe spotkania, mimowolne zazębienia różnych rzeczywistości. Wiem, że już nigdy nie spotkam tej kobiety, a jej twarz zapamiętam może na zawsze.

Piękne warkocze, strojna spódnica i radość na buzi. Jarmark gdzieś w Transylwanii.





Na jarmarku...


...wre życie towarzyskie, ale przede wszystkim handel,





tutaj kupić można chyba niemal wszystko. Ale nie kupi się beztroskiego uśmiechu dziewczynki zerkającej zza maminej spódnicy.

Hazard.



Jedzenie to poważna sprawa, podstawą  obiadu Cyganów jest mięso.
Pora kończyć ten rumuński odcinek. Ostatni będzie chyba o górach i przyrodzie, która okazała się dla mnie drapieżną.
Pozdrawiam wytrwałych!


[Rumunia] Nie rusz Andziu tego kwiatka


Link 18.06.2007 :: 20:47 Komentuj (4)
Dyptam jesionolistny czyli krzew gorejący Mojżesza jest piękną, rzadko spotykaną w Polsce w stanie dzikim rośliną. Na słonecznych polanach południowych stoków gór Cozia rośnie masowo. Nie można było się oprzeć pokusie obejrzenia z bliska tej rośliny, nie można było delikatnie nie pogłaskać lśniących liści. Skutki ciekawości okazały sie dość opłakane. Zatem ostrzegam: jeśli w upalny letni dzień zobaczysz wyniosły piękny krzew dyptamu, nie wytarzaj się w nim, nie przytulaj do niego, nie wąchaj, choć kusząco pachnie cynamonem i cytryną. Dmuchaj na zimne i bądź mądry przed szkodą.
W związku z powyższym Paring Mare dopiero czeka na zdobycie. Za rok?

 Winowajca już po kwitnieniu.


Cozia. Fot. JW
Poza dyptamem w tych górach spotkać można innych ciekawych przedstawicieli flory: mieczyk górski i zaraza. Wbrew nazwie całkiem nieszkodliwa.
 
Na szlaku.


Parang Mare schował się we mgle. I czeka.
Jeszcze tylko kilka obrazków na pożegnanie.






La revedere, Romania!


[Kieleckie] Sztetl


Link 23.06.2007 :: 00:55 Komentuj (8)

[...]
Już nie ma tych miasteczek, gdzie szewc był poetą,
Zegarmistrz filozofem, fryzjer trubadurem.

[...]
Nie ma już tych miasteczek, gdzie biblijne pieśni
Wiatr łączył z polską piosnką i słowiańskim żalem.
Antoni Słonimski Elegia miasteczek żydowskich

Przeciwieństwem zachodniego getta jest sztetl. To słowo z języka jidysz jest zniekształconym niemieckim Staat, co znaczy "państwo", albo Stadt -
"miasto". Sztetl jest jednocześnie i "miasteczkiem" i jakby "małym
państwem" [...] Sztetl, żydowskie miasteczko w Polsce czy w Rosji, było
bliskie natury. Równina, czy wzgórza, las, rzeka czy staw leżały tuż za
progiem. Mieszkańcy mogli chodzić wśród łanów pszenicy i żyta,
błogosławić życie na leśnych polanach. Po wyjściu z domu znajdowali się
w polu.
Marc - Alain Ouaknin Chasydzi

Działoszyce, Pińczów, Chmielnik, Szydłów.
Zapraszam do krótkiego spaceru po tych wąskich niepięknych uliczkach.
Przy okazji informując o ciekawym przewodniku Agnieszki Sabor, "Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek".

Klikając dwukrotnie można osiągnąć oryginalny rozmiar zdjęcia.


Pustka sobotniego popołudnia.



Szyldy. Staszów, Działoszyce, Chmielnik.



Pozostały kute orientalne ornamenty...



Wnętrze zrujnowanej synagogi w Chmielniku.




Szydłów. Synagoga. Wyżej Brama Krakowska i mury obronne.




Tyle pozostało z ogromnej działoszyckiej synagogi i domu kahalnego.



Pińczów. Rozbite macewy przypominają o dawnych mieszkańcach tego miasteczka.


Częścią kosmosu - popiół we włosach,
popiół tych wszystkich, co nie przeżyli.
Nieusuwalna pamięć, jak osad
spalonej kolekcji motyli.    Jacek Kaczmarski.


[Festiwal Kultury Żydowskiej Kraków]Tylko muzyka


Link 28.06.2007 :: 13:32 Komentuj (0)
Nie ma już sztetli.
Została jednak muzyka, która rozbrzmiewa w ostatnim tygodniu na Kazimierzu. Zostały w pamięci roześmiane lub poważne twarze spotykanych obcych i tych, którzy stali się znajomymi.
Oto kilka zdjęć z koncertów.


 Trzech kantorów z dyrygentem, czyli  Jeśli zapomnę ciebie, Jeruzalem

Pianista Menachem Bristowski


Kantor Chaim Adler

Kantor Israel Rand

Chór Kolot Min Hashamayim

Ulubieniec publiczności, mały solista o wielkim głosie.

Noah śpiewa potężnym, ciepłym basem

Rafael Bitton, dyrygent emanował radością życia i dynamiką.

Wspaniały duet Theodore Bikel i kantor Alberto Mizrahi

Żywiołowy występ osiemdziesięcioletniego Theo Bikela

I znów opustoszała synagoga Tempel.


[Okolice Krakowa] Co w trawie piszczy?


Link 29.06.2007 :: 21:25 Komentuj (5)
Czasem dobrze jest wsiąść na rower i pojechać na łąki. Zapaść się w trawy, wyostrzyć wzrok i nadstawić ucha.
Jeśli chcesz obejrzeć któreś zdjęcie w oryginalnym rozmiarze, kliknij na nie dwukrotnie.
Nadeszły fachowe informacje od zawsze niezawodnego Roberta. Wklejam je, są pogrubioną czcionką.




Znajdź mnie!



Rusałka pawik niemal jak na liście gończym.





Pasące się źrebaki.




Zmorsznik czerwony, o ile czegoś nie pokręciłam.
Robert: Zmorsznik czerwony to wcale nie zmorsznik (rodzina kózkowatych),
a chrząszcz z  rodziny Omomiłkowatych. Omomiłek żółty (albo zmięk żółty) czyli Rhagonycha fulva.
Omomiłki są wizualnie dość podobne do kózkowatych (tam należy zmorsznik), ale mają miękkie pokrywy skrzydeł, ich larwy są drapieżne (kózek są roślinożercami) i szereg innych cech. Zmorsznik byłby bardziej czerwony, i tak z 3 x większy.


W tańcu pracy pszczoły na urodzaj liczą
Pajęcze siedliszcze? Może Robert pomoże zidentyfikować ten slamsik.
Robert: Pajęcze siedliszcze jest ci to. Zobacz po przekątnej
widać nawet pająka. Siedzi nieco ukośnie nad dolnym pączkiem.
Ma na odwłoku wzór z lekka przypominający widok żeber
na szkielecie.
To Theridion impressum albo T. sisyphium. Oba pod względem
ubarwienia są b. podobne i oba wykazują podobne zachowanie.
Tzn. z resztek roślinnych, resztek zdobyczy i przędzy budują
takie namiotowate sieci, które służą i za miejsce łowów
jak i ukrywają (wśród tych "śmieci") właściciela. To na zdjęciu
to ładna krąglutka samica. Wkrótce złoży kokon z jajami
i będzie ich pilnowała do wylęgu. Później będzie karmiła
młode upolowaną i strawioną zdobyczą, a pod koniec lata
padnie, a dzieci zjedzą mamusię i ruszą w świat - taki jest
faktyczny cykl życiowy w/w gatunków, nie żartuję.

Oblubieńcy. Otrupki? Pewnie nie, ale tę nazwę zapamiętałam jakoś dobrze.
Robert: Zdjęcie parki (oblubieńców) 'in copula' przedstawia nie "otrupki" ale kosmatki pospolite (Epicometis hirta). Ładne żuczki spokrewnione z chrabąszczami. Faktycznie
często na kwiatach.



Kolorowe futerka tego czegoś, co nazywam trzmielami. Ale pewnie to jakieś brzmiki, czy inne bujanki...
Robert: "To coś co nazywamy trzmielami" to akurat w tym wypadku są trzmiele.

A tu przysiadła płochliwa szachownica, ale odleciała...
...chyba i mnie pora odlatywać.


Do zobaczenia..?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz