sobota, 20 września 2014

Rzut oka na Armenię - Gruzja i Armenia 3


Człowiek wymyśla sobie, że pojedzie gdzieś daleko, do jakiegoś mniej lub bardziej egzotycznego kraju, i spodziewa się nie wiadomo czego. To znaczy wiadomo, czego się spodziewa – przynajmniej tego, że znajdzie się w miejscu, z którym nic go nie wiąże, bo wszystko jest tu inne niż tam, skąd przyjechał. Gdzie będzie mógł sobie powiedzieć – jestem tu, a równie dobrze mógłbym być gdzie indziej. Więc jedzie. I prędzej czy później wpada w pułapkę.
Krzysztof Środa "Podróże do Armenii i innych krajów z uwzględnieniem najbardziej interesujących obserwacji przyrodniczych", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012

Nie napiszę Wam, jaka tym razem była to pułapka, ale pokażę Armenię. To, co z jakichś powodów było dla mnie w tamtych momentach istotne. Podczas oglądania posłuchajcie proszę, duduka.
 Przejście graniczne między Gruzją, a Armenią jest dość specyficzne. Podobne widywałam w Mołdowie lata temu, jednak w odróżnieniu od tamtych, tutaj ludzie w mundurach są bardzo uprzejmi, a formalności graniczne przeprowadzone błyskawicznie i sprowadzone do absolutnego minimum w postaci wbicia pieczątki w paszport i życzenia dobrego pobytu.
 Ziemia niczyja między Gruzją, a Armenią.
 Krajobraz stał się niemal monochromatyczny, beżowo-płowy, pustynno-stepowy, a dojmujący suchy upał wzmaga poczucie bycia w Azji. Nie czuje się wysokości ponad 1500 m n.p.m. W zielonych, bardziej wilgotnych i żyznych dolinach rzek wypasają się wielkie stada bydła, z rzadka spotkać można jakieś miasteczko.
 Bliskość Iranu widać nie tylko w klimacie i krajobrazie.
 Jezioro Sewan to największe jezioro Kaukazu i jedno z najwyżej położonych jezior świata (1916 m n.p.m.), ma 80 km długości i 56 km szerokości, zastępuje Ormianom morze, do którego nie mają dostępu. Bogata jest fauna jeziora, z endemicznym pstrągiem (pokazany we wpisie o jedzeniu) i dużymi rakami.
 Klasztor Sewanawank, czyli czarny klasztor. Legenda mówi, że przybywali do niego grzeszni duchowni z Eczmiadzynu, skazani wyrokiem katolikosa na banicję za złe prowadzenie się.
 Monastyr założony został w IX wieku, zbudowany z ciemnego tufu wulkanicznego, składa się z mniejszej cerkwi św. Jana Chrzciciela i większej o podobnym kształcie cerkwi Apostołów. Na pierwszym planie widać ruiny kościoła św. Zmartwychwstania, założonego przez samego Grzegorza Oświeciciela w 305 r.
 Grajek stoi za starym chaczkarem. Chaczkar to ormiańska kamienna płyta wotywna upamiętniająca szczególne wydarzenia. chaczkary umieszczane są w murach świątyń, wejściach grobowców, na rozstajach dróg. Są ozdobione bogatą ornamentyką z krzyżem ormiańskim oraz napisem upamiętniającym zdarzenie lub fundatora. A także spotkamy je  na licznych kramach z pamiątkami, wykonane z drewna lub ceramiki mniej lub bardziej precyzyjnie.
 Placyk główny w Sewanie: pamiątki, postój taksówek i marszrutek i grający w nogę chłopcy.
Raj dla miłośników starej motoryzacji, widać mnóstwo archaicznych poradzieckich autobusów i ciężarówek, a także tzw. osobówek, co szczególnie w Erywaniu stanowi kontrast z nowoczesnymi, drogimi autami. Na zdjęciu bateria "bomb" z gazem na dachu marszrutki. Gaz w Armenii kosztuje grosze, jest dużo tańszy od ropy, też bardzo taniej, porównując z naszymi cenami.

Auta z dawnego wyposażenia Armii Czerwonej teraz służą do pokojowych celów, np. przewozu melonów, na które właśnie jest  sezon.
W żyznych dolinach rozpościerają się wielkie sady brzoskwiniowe i morelowe, a owoce z nich są najsłodsze w świecie.
 Ten pan poprosił o zdjęcie. Mężczyźni w Gruzji i Armenii fotografują się bardzo chętnie, przybierając do zdjęć miny poważne i solenne, choćby sekundę wcześniej byli szeroko roześmiani. Kobiety są bardziej wstydliwe, ale też nie uciekają przed obiektywem.
 W Rumunii obserwowałam koniec roku szkolnego, a w Armenii  - początek. System nauczania jest tam 12-klasowy, nie ma trzech pośrednich etapów, jak u nas. Widać wyraźnie, że erywańskie dzieci cieszą się ze spotkania po wakacjach.

 Zaobserwowałam, że dzieci w Armenii nie tylko 1 września są starannie ubrane. Takie same stroje miały i w kolejne dni: białe koszule, czy bluzeczki i granatowo na dole. To już szkolna codzienność, a nie uroczystość rozpoczęcia roku.
 Dom Charlesa Aznavoura, czyli Szahnura Waghinaka Aznawuriana w Erywaniu. Ormianie są bardzo dumni ze swoich słynnych w świecie rodaków, a  tych nie brakuje.
Po Erywaniu jeździ mnóstwo Gelend i Leksusów, co w zestawieniu z równie popularnymi starymi Ładami, Wołgami i Żiguli daje do myślenia o rozpiętości majątkowej mieszkańców stolicy. 
 
 Ruch uliczny w Erywaniu.
 Cicernakaberd, czyli Jaskółczy Zamek to muzeum upamiętniające jedną z największych zbrodni w historii ludzkości, dokonaną przez Turków masakrę Ormian w 1915 r. To Muzeum Ludobójstwa otwarto dopiero  w 80 lat po tych wydarzeniach, w których zginęło ok. 1,5 mln Ormian. Do dzisiaj żywa jest wśród Ormian pamięć o masakrze, a przy wiecznym zniczu wciąż umieszczane świeże kwiaty. Podczas swoich odwiedzin w tym miejscu widziałam wielu ludzi, składających goździki i chryzantemy.
 Widok z Jaskółczego Zamku na Erywań, w tle majaczy stożek Araratu, który po zakończeniu I wojny światowej Lenin sprezentował Ataturkowi w wyniku porozumień granicznych, w których Ormianie stracili 12 prowincji.
 Policjant już nowej ery, nie ma w nim nic z postsowieckiej seriozności mundurowych.
 Kilometrami ciągnie się taki krajobraz, urozmaicany pasącymi się stadami, słupami, czy wijącą się rzeką obramowaną zielenią.
 
 Kłujące rośliny o twardych liściach, tym pasą się owce i krowy.

 Jakieś krzewinki z woskowanymi listkami stanowią zielonkawe plamy wśród wyschniętych traw i pokarm dla zwierząt.
 Przydrożna sprzedaż owoców, przy drogach w rejonach sadów bez końca ciągną się takie stoiska.

 Domy zbudowane z wulkanicznego tufu wtapiają się kolorystycznie w tło.
 Eczmiadzyn. Podobno mimozami jesień się zaczyna, choć 40-stopniowe upały na to nie wskazują,
 I znów młodzież szkolna.
 Klasa na wycieczce w Eczmiadzynie, mieście oddalonym ok. 20 km od Erywania i tyle samo od Turcji, gdzie znajduje się kompleks kościołów wpisanych na Listę UNESCO. Eczmiadzyn to największy w Armenii ośrodek religijny, sakralne serce Armenii. W tle katedra wzniesiona w latach 301-303.
 Wejście do katedry w Eczmiadzynie.



 Skarbiec katedralny, w którym zgromadzono dzieła dokumentujące 17 stuleci Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, liczne relikwie, fragmenty Arki Noego, Włócznię Przeznaczenia, co do której trwają spory, gdzie faktycznie się znajduje. Wzornictwo biżuterii ormiańskiej do tej pory niewiele się zmieniło.
Pozostałości Katedry Zwartnoc z VII w, pw. Grzegorza Odnowiciela - Niebiańskie Anioły, tak można przetłumaczyć tę nazwę. Zbudowana z różowego tufu, podobnie jak wiele współczesnych obiektów w Erywaniu.


 Mały Kaukaz, wcale nie jest taki mały. Najwyższy szczyt, góra Aragac liczy ponad 4000 m n.p.m, a jego przewyższenie ponad 2000 m.


 Przypadkowo w małej kapliczce z doskonałą akustyką trafił się koncert tradycyjnych ormiańskich pieśni.
 A tutaj już nie profesjonalista, a ktoś, kto graniem stara się zarobić na życie. Widywałam wielką biedę, spotęgowaną przez wyjątkową w tym roku suszę, która wypaliła ogrody i sady. Widziałam biedne, rozsypujące się domy, lecz ludzie borykający się z ubóstwem nie tracą tam na ogół pogody, nie biadolą nad tym, czego nie mają. Cieszą się z tego, co jest.
 Wąwóz Garni, w dolinie płynie rzeka Azat. Są tu pionowe klify, fantastycznie ukształtowane bazaltowe skały, a latem piekielny upał, czego doświadczyłam.
 Dzikie malwy rosną w wąwozie tam, gdzie znajdą odrobię wilgoci.
 Wioska Garni malowniczo położona na urwistym brzegu.

 Mozaiki z przedchrześcijańskiej hellenistycznej świątyni w Garni, przypominają zabytki Grecji. Mimo dwóch tysięcy lat, które upłynęły od zbudowania świątyni, mozaiki podłogowe w łaźni wciąż cieszą oko barwą kamieni i kształtami kąpiących się postaci.
 Monastyr Geghard usytuowany w górnej części wąwozu rzeki Azat jest dużo większy, niż się wydaje, bo duża część pomieszczań jest wykuta w otaczających go skałach i w pieczarach.
 Wejście w tajemnicze głębie świątyni, trzeba mieć latarkę.
 Menachema i "jego ludzi" spotykam także i tutaj.
Wielu Ormian ma wyraziste twarze pełne powagi. Pisał o tym Osip Mandelsztam w "Podróży do Armenii", poetyckim wspomnieniu z pobytu na Kaukazie. Mandelsztam pojechał tam w 1930 r. dzięki wstawiennictwu Mikołaja Bucharina i przyzwoleniu Wiaczesława Mołotowa. Pobyt w Armenii był jego  podróżą do źródeł cywilizacji, kultury i czasu. Jak wspomina Nadieżda Mandelsztam - poeta widział w kulturach Kaukazu i Czarnomorza "księgi, z których uczyli się pierwsi ludzie". To właśnie tu po długim okresie kryzysu i milczenia znowu zaczął pisać wiersze. Planował osiąść w Armenii na stałe.  "Podróż do Armenii" ukazała się w 1933 r. i wywołała wściekłe ataki na pisarza. "Od obrazów Mandelsztama zalatuje stęchłym, imperialnym szowinizmem. Stary petersburski poeta akmeista minął się z Armenią, która wspaniale rozkwita i radośnie buduje socjalizm" - szydził krytyk "Prawdy".
Dzisiaj w Armenii spotyka się tęsknoty starszych ludzi za Związkiem Radzieckim.
 Zaskoczenie: drewniany balkonik w kamiennym świecie.
 Słodkie chleby i czurczele, o których pisałam wcześniej.
 Obrazek z drogi. Owce tutejsze mają futro bardziej jedwabiste od naszych, wiem, bo głaskałam je.
 W Armenii, a czasem i w Gruzji instalacja gazowa jest prowadzona napowietrznie. Stąd częsty widok w miasteczkach rur ciągnących się kilometrami wzdłuż ulic i szos.
 Instalacja gazowa.
 Noratus, jedno z miasteczek Armenii. Jest w nim niepowtarzalny tysiącletni cmentarz, gratka dla miłośników chaczkarów.
 Cmentarz żyje, kobieta krąży wśród starych grobowców.
 Na tym średniowiecznym cmentarzu wciąż czynnym, jest około 900 chaczkarów, wśród których nie ma dwóch takich samych.
 Najstarsze pochodzą z X w, jak ten na zdjęciu. Przedstawiają zajęcia za życia lub okoliczności śmierci. Ten zwyczaj dokumentowania okoliczności życia lub śmierci przetrwał do dzisiaj, lecz już w innym wzornictwie.
 
 Przejmujące są portrety zmarłych. Ponieważ nie mogę niczego przeczytać, oglądam je tylko i myślę o dawniejszym życiu tych ludzi, tak żywo przedstawionych.





Kolejne spotkanie, tym razem pod Araratem i z nabytym gołębiem, który za moment odzyska wolność. Istnieje wierzenie, że jeśli wypuści się gołębia w tym miejscu, spełnią się marzenia. Wykorzystują to lub wykreowali słynący z przedsiębiorczości Ormianie, oferując na sprzedaż swoje gołębie, które turyści wpuszczeni w tę opowieść wypuszczają w niebo.Nie muszę pisać, ze po kilkunastu minutach gołąb wraca do właściciela.

 Ararat w tle. Pogranicze Armenii, Turcji i Iranu, przydrożny handel kukurydzą.
 Żegnam się z Armenią, w kolejnym odcinku wrócimy do Gruzji.