wtorek, 11 października 2016

(Gruzja 2016 - 4) Kachetia, to nie tylko wino...

 ...to przede wszystkim ludzie.

Wschodni rejon Gruzji, Kachetia. Spichlerz Gruzji, słodkie winogrona, pyszne wina Saperavi, a szczególnie  "czarne" słodkawe Kindzmarauli, stare potężne monastyry, szeroka  żyzna równina rozpostarta między Wielkim, a Małym Kaukazem nad rzeką Alazani, spektakularnie odnowione Sighnaghi, zadbane centralne Telawi . To są pierwsze skojarzenia z tym rejonem. To wszystko prawda.
Ale  tam jest także przepiękna niezwykła Tuszetia , stepowy, suchy wyprażony słońcem południowy wschód graniczący z Azerbejdżanem, Wąwóz Pankisi z  mniejszością czeczeńską... i wiele miejsc, które wciąż czekają na odwiedziny.

Dolina Pankisi administracyjnie należy do Kachetii, wchodzi w skład regionu achmeckiego, zaczyna się w pobliżu miasta Achmeta.
W średniowieczu  Wąwóz był częścią księstwa Torgwa Pankeli, które wchodziło w skład królestwa gruzińskiego. Po upadku królestwa, licznych najazdach perskich i tureckich, Pankisi opustoszało. Ponowna akcja osiedleńcza ma miejsce od XVI wieku, kiedy w rejon Pankisi przybywają przedstawiciele różnych grup etnicznych. (za Wikipedią)

  Pankisi leży w dolinie górskiej rzeki Alazani, wypływającej z Wysokiego Kaukazu.
 Dolina Alazani. Na wschód można stąd przełęczami i górskimi ścieżkami dojść do Tuszetii, a na zachód do Chewsuretii.
 Klimat w górnej części doliny jest nieco  bardziej ostry, górski, niż w niżej położonych miejscowościach.

 W większości Doliny Alazani panuje klimat łagodny, zbliżony do śródziemnomorskiego.


Ludzie zajmują się tam głównie rolnictwem i pasterstwem.

  W XIX wieku w Pankisi osiedla się duża grupa Czeczenów i Inguszów, w dużej części zbiegów z ogarniętej wojną północnej części Kaukazu. To z tych grup wywodzą się zamieszkujący dziś Pankisi Kistowie. W latach 90. XX wieku, w związku z wojnami czeczeńsko-rosyjskimi, do Wąwozu przybywają liczni uchodźcy z Czeczenii- ich liczbę szacowano nawet na 10 tysięcy. W związku z istnieniem licznej diaspory czeczeńskiej, schronienie oraz bazę operacyjną w Pankisi znajdowali czeczeńscy przywódcy polowi, w tym przede wszystkim Rusłan Gełajew. Rosja wielokrotnie domagała się od rządu gruzińskiego podjęcia działań celem aresztowania lub wypędzenia z Pankisi czeczeńskich bojowników. Pojawiały się również spekulacje, że Rosjanie celowo zaogniają sytuację w Wąwozie, w celu zwiększenia swojej obecności militarnej w Gruzji. Kilkukrotnie też lotnictwo rosyjskie dokonywało bombardowań na terenie Pankisi, zabijając pewną liczbę cywili. Niezależnie od nacisków ze strony Rosjan, Gruzini  w celu uspokojenia sytuacji, zaangażowali do pomocy Amerykanów, w ramach tzw. 'Georgia train and equip program'. (Wikipedia)





Kobiety z Doliny Pankisi odróżniają się strojem zarówno od Gruzinek wyznających religię prawosławną, noszących często żałobną czerń (w Gruzji na znak żałoby po bliskich i dalszych krewnych kobiety ubierają się w czarne stroje aż do śmierci, a że w wojnach i wypadkach zginęło wielu mężczyzn, to ta czerń rzuca się w oczy), jak i od ciemno ubranych islamskich sióstr w wierze z Czeczenii, czy Dagestanu.



 

  Ich stroje są  harmonijnie skomponowane, kolorowe, zwiewne. Śliczne. W Achmecie, czy na targowisku w Telawi wyróżniają się barwne grupki kobiet z Pankisi.
Nie widać wiele młodzieży. Zastanawiałam się, dlaczego. Wielu chłopców z Doliny Pankisi, gruzińskich Czeczenów wciągnęła święta wojna, trafili do Syrii. Wielu zginęło, wielu zginie. Jeśli ktoś chciałby poznać tragiczną współczesną historię tej niewielkiej, u nas niemal nieznanej grupy etnicznej, polecam świetną książkę Wojciecha Jagielskiego 
Lektura obowiązkowa dla tych, którzy wybiorą się do Gruzji trasami mniej oczywistymi, którzy będą chcieli poznać kraj nieco głębiej.
Żegnamy się z doliną Kistów.
 
 Kachetia płynie winem,  wszyscy mają winnice i wytwarzają domowe wino. Nie spotkałam niesmacznego, a próbowałam wielu. Ale i są też wielkie zakłady winiarskie, w których wytwarza się znane i cenione marki. Na zdjęciu: sklep firmowy Saperawi.

Niektóre wina są ręcznie zdobione i opisywane.
 Khvanchkara - jedno z najlepszych win, jakie kiedykolwiek piłam.
Zespół muzyczny umila degustację tradycyjnymi pieśniami, a grzmiące potężnymi basami głosy  przenoszą słuchacza w niedopowiedziane  czasy dawnych kaukaskich historii.
Do wina przyda się chleb, tradycyjny szoti ręcznie wyrabiany i pieczony w tone - glinianych piecach, zagłębionych w podłożu.  W Gruzji do dzisiaj powszechnie piecze się chleb, jak przed wiekami. Jest dosyć cienki, chrupiący, o niepowtarzalnym zapachu i smaku, rwie się go rękami
 Trzeba niezłej zręczności, by ponalepiać chlebki w rozpalonym piecu, a później wyjąć gorące, nie łamiąc ich i nie robiąc sobie krzywdy.
 Przy okazji zakupów odwiedziłam dwie tradycyjne piekarnie, w Telawi...
...i w Matani koło Akhmety. W głębi piec tone.
 Poza winogronami, figami, granatami, hurmą (jeszcze niestety niedojrzałe), leśnymi kasztanami jadalnymi, w kachetyjskich ogródkach dojrzewają migdały.
W każdym miasteczku można napić się mocnej, aromatycznej, słodkiej i parzonej po turecku w tygielku kawy, a także kupić ją w ziarnach lub świeżo zmieloną w potężnej maszynie. Bazar w Telawi.
 Ślady dawnych radzieckich kołchozów, tu była ferma drobiu. Została tylko brama i nieruchomy kogut. 
Sprzedawcy umilają sobie czas oczekiwania na klientów grą w tryktraka. Bazar w  Sighnaghi.
Bazar senny tego dnia, można spokojnie obserwować ludzi i skromne wyposażenie sklepików.
 Sklepik przydrożny z wszystkim, właściciel czeka na klientów.
W innej miejscowości, kilkadziesiąt kilometrów dalej tak samo czeka sprzedawczyni. 
Pszaweli - kierowcy czekają na chętnych do jazdy w górskie rejony. W Gruzji często się czeka...

Na targu w Telawi. Siemeczki, czyli ziarna słonecznika. Żal mi było, że nie mogłam dłużej z tą panią o dobrej twarzy porozmawiać na temat przeszłości i teraźniejszości jej i Gruzji.
Selfie w Sighnaghi. Jedyne miasteczko w Gruzji, gdzie widziałam sporo turystów.
Sighnaghi dla turystów...
...i od podwórka. Wielu Gruzinów ma  nielekkie życie,  wielu boryka się z trudnościami - niedostatkiem, bezrobociem, brakiem perspektyw. I wielu tęskni za minioną epoką.
Zasmucił mnie piesek z poprzedniego zdjęcia, ale jestem przekonana, że ten zwierzak jest zadbany i wygłaskany.
 
Łąki i tereny nadrzeczne niebieszczą się od kłujących mikołajków. 
 Dzikie figi rosną masowo na nieużytkach, poboczach dróg, w ruinkach i choć mniejsze od hodowlanych, są słodziutkie, o ile zdąży się je dorwać przed ptakami.
 Przeciwnie dzikie granaty. Choć ładnie wyglądają i kuszą, by zaspokoić pragnienie, to okazują się okropnymi niejadalnymi gorzkimi kwasiorami.
 Widok na Dolinę Alazańską spod Monastyru św. Jerzego w Bodbe.
 Jedno z wielu kachetyjskich miasteczek, Tsnori. Stacja benzynowa.
 Poradzieckie bloki na prowincji nie są remontowane, po drogach wciąż jeżdżą Kamazy i Ziły. Ludzie nie mają zbyt wiele optymizmu, w rozmowie o nadchodzących wyborach (odbyły się 9 października i nie przyniosły zmian politycznych) twierdzą, że nie ma na kogo głosować, że nie wierzą w poprawę sytuacji ekonomicznej.
 W centralnym mieście Kachetii, Telawi bloki wyglądają zgoła inaczej.
 Centrum miasta lśni czystością za sprawą wielu starszych pań od świtu sprzątających ulice i place.
Obrazek z kachetyjskiej trasy u podnóża Kaukazu, u wrót do  Doliny Pankisi.  Stalin ciepło wspominany bywa nie tylko w rodzinnym Gori. W domach widziałam jego portrety, pod pomnikami na prowincji można zobaczyć kwiaty, a i zdarzają się też toasty za jego pamięć.
 Ten pan opowiedział mi o poległych w Wojnie Ojczyźnianej mieszkańcach jego wioski. Było ich kilkuset. Wielu zginęło na polskiej ziemi w drodze na Berlin.
A to Stalin cały złoty, stojący na prywatnej posesji.

 Zrujnowana twierdza, do której turyści  nie są przywożeni.
Cerkiewka z X w., daleko od szosy.
 Wewnątrz panuje cisza,  mówią tylko wieki zatrzymane w murach świątyni. 
 A to już znany i opisywany w przewodnikach monastyr z VI w. Alaverdi, malowniczo usytuowany u stóp Wielkiego Kaukazu. Klasztor produkuje własne wino, można je kupić w sklepiku prowadzonym przez mnichów. Odwiedzając to miejsce trzeba pamiętać o odpowiednim ubiorze, bo  jest to przestrzegane bardziej rygorystycznie, niż w innych prawosławnych świątyniach Gruzji.

 Pora zwożenia siana.  Dwukółka, arba ciągnięta przez osiołka jest wciąż charakterystycznym obrazkiem w Kachetii.

 Nie spotkałam niesympatycznego Gruzina. Szczególnie ludzie starsi są rozmowni, otwarci, a przypadkowa rozmowa często kończy się zaproszeniem do domu i ugoszczeniem winem i jedzeniem.
 Gruzini jeżdżą brawurowo,  kraj jest górski, wiele dróg wąskich i ze złą nawierzchnią. I zdarza się mnóstwo wypadków, niemal każda rodzina straciła kogoś na drodze.  Dla uczczenia pamięci tych ludzi buduje się często studzienki, obudowuje źródła, by podróżny mógł zaspokoić pragnienie i pomyślał o zmarłym.
Ten portret przypomina mi twarz Władimira Wysockiego
Słodko-gorzka jest Gruzja, jak te dzikie figi i granaty. Czasem tam świeci słońce, czasem pada deszcz.

W kolejnym odcinku może będzie o abchaskich uchodźcach, ale to trudny temat. Więc może ucieknę znów wysoko w góry?

Pragnę uspokoić zaniepokojonych faktem, że pokazuję ludzi :)  Pytałam ich o zgodę i wszyscy ci, których tu  widzicie, zgodzili się chętnie. Jednocześnie dziękuję wszystkim spotkanym Gruzinom za życzliwość i serdecznie pozdrawiam დიდი მადლობა ყველა თქვენი სიკეთე შეექმნა ქართველები და მოგესალმოთ თბილად