I może dobrze ;)
O Tuszetii, krainie małej tajemniczej, pięknej i trudno dostępnej, wciśniętej między Dagestan, Czeczenię i główne, nie schodzące poniżej 3000 m npm. pasmo Wielkiego Kaukazu, oddzielające ją od reszty kraju, dowiedziałam się parę lat temu z książki Chleb i proch i od momentu przeczytania jej wiedziałam, że muszę tam pojechać.
Nie chcę robić rankingów dla mnie najpiękniejszych, najbardziej wpływających na emocje miejsc, jakie widziałam. Jeśli przyszłoby mi do głowy coś takiego wymyślać, Tuszetia byłaby na pewno wysoko. Może na samym szczycie?
No to zapraszam do wędrówki, choć wiem, że zdjęcia nie oddadzą zapachu górskich ziół, szumu wiatru i spadających z wysoka strumieni, szorstkiej mowy mieszkańców, chłodu nocy i skwaru dnia.
Droga do Tuszetii powstała w końcu XX w. jest przejezdna tylko samochodem terenowym, lub bardziej tradycyjnym środkiem transportu.
Zjeżdżając kilkaset metrów z "głównej" drogi można trafić na gospodarstwo z maleńkimi basenami termicznymi. Zmineralizowana woda o przyjemnej temperaturze ok. 38 stopni, z widokiem na Kaukaz stanowi miłą przerwę w długiej podróży. Grzechem byłoby nie skorzystać.
Przestrzelone drzwi w toalecie, ciekawie i higienicznie położonej wprost na niewielkim wodospadzie.
Panowie chętnie nawiązali kontakt, chcieli mieć zdjęcie. Mężczyźni z krajów kaukaskich na ogół nie uśmiechają się do fotografii, wolą zachować powagę także ci weseli i pogodni. Podczas poprzedniego pobytu rozmawiałam z kimś na ten temat, powiedział coś w stylu "poznać głupiego po śmiechu jego" - prawdziwemu mężczyźnie nie uchodzi śmiać się bez powodu.
Kobiety uśmiechają się częściej i chętniej, także do zdjęć.
Droga wiedzie przez strumienie, kamienie, jest wiele zakrętów "agrafek". Długo jeszcze tędy nie dojadą autobusy pełne turystów.
Przy drodze co kawałek widzę pamiątkowe tablice tych, którzy tu zginęli. Należy zatrzymać się, wypić łyczek za pamięć tych ludzi, nalać też im do kieliszków, zapalić świece.
Mnóstwo tu serpentyn, ostrych podjazdów na zakręcie. Kiedy dochodzi do mijanki, jeden samochód musi stanąć, najczęściej zawisając nad malowniczą przepaścią.
Przebyta droga. Dojazd nią możliwy jest tylko w letnich miesiącach, od listopada do maja można do Tuszetii dostać się wyłącznie helikopterem. Na czas zimowy większość ludzi wraz ze swoimi stadami i dobytkiem przenosi się w doliny, do Kachetii.
Od czasu do czasu można zauważyć spychacze, gotowe uprzątnąć lawinki kamienne, spadające na drogę, szczególnie obficie podczas deszczu, czy wiatru.
Krajobrazy zapierają dech, droga do Tuszetii już jest przygodą.
Objuczony sakwami rowerzysta pokonuje przełęcz Abano. Podziwiam... ale nie zazdroszczę.
W potoku wrak samochodu, nie pierwszy, nie ostatni.
Tuszetia. widok z okna. Górne Omalo.
Jak miło wstać, kiedy świt... poranny widok z balkonu.
W Tuszetii jest wiele świętych miejsc, kapliczek, gdzie składano i podobno do tej pory składa się ofiary ze zwierząt, kamiennych pogańskich kopczyków, czyli chati. Kobiety mają tam wstęp wzbroniony. Nie zauważyłam jednego z takich ostrzeżeń, podbiegli dwaj mężczyźni, zaczęli pokrzykiwać w swoim języku, domyśliłam się, że nie wolno.
Tuszowie, pochodzący wg opracowań z Inguszetii, mówią w języku cowa-tuszyńskim, odmiennym od gruzińskiego. Używa go ok. 3 tys. osób. W Tuszetii obecnie mieszka zaledwie kilkadziesiąt rodzin.
Charakterystyczne dla Tuszetii są obronne wieże-baszty, odmienne od tych w Swanetii. Chroniono się w nich zarówno przed napaściami kaukaskich sąsiadów, jak przed feudałami z Kachetii. Podobno więziono w nich też porywane dziewczyny. Rytualne porwania panien młodych podobno zdarzają się do tej pory, choć teraz już proceder jest wcześniej omówiony i ustalony między młodymi i odbywa się z cichą aprobatą rodzin.Wieże składają z trzech poziomów. Na najniższym mieszkały zwierzęta, na środkowym przechowywano zapasy żywności, najwyższy był mieszkaniem ludzi.
Jedna z niskich wież.
Nad przepaścią.
Krajobraz widziany z "mojej" wsi.
Samotne gospodarstwo w drodze do Dartlo.
Zagubiony maleńki cmentarzyk wskazuje, że kiedyś była tu osada.
Tradycyjne zajęcia.
Dartlo.
W Górnym Dartlo trwa renowacja wieży.
Wszystkie domy, wieże, świątynie zbudowane są z łupków, na których chętnie wygrzewają się tłumy jaszczurek.
Życie codzienne.
Kolejne miejsce, gdzie kobietom jest wstęp wzbroniony. W Tuszetii, jak wyczytałam, do dzisiaj żywe są pogańskie obrzędy.
Domy z łupków z drewnianym balkonem - element charakterystyczny dla wszystkich zamieszkałych wsi w tym rejonie.
Kamienny krąg nad rzeką Alazani.
Dartlo.
Konno...
rowerem...przez dopływ Alazani.
Życie codzienne.
Zastanawiałam się, jakim sposobem ten samochód "złożył się" na zakrętach, by dotrzeć do Tuszetii.
Życie codzienne. Do Tuszetii nie został doprowadzony prąd, mimo takich planów "za czasów ZSRR". Zbudowano nawet słupy wysokiego napięcia na trasie, maleńkie wobec ogromu gór., Obecnie przerdzewiałe chwiejnie stoją nad drogą lub zostały powalone przez kamienne i śnieżne lawiny i przypominają nierealne sny o ludzkiej potędze.
Ludzie mają jednak agregaty prądotwórcze. Jest też zasięg telefonii komórkowej, poza dolinami.
Gospodarstwo w jednej z tuszeckich wiosek.
Owczarki kaukaskie uchodzą za groźne i niebezpieczne, ten był wyjątkowo poczciwy.
Pierwsza nitka babiego lata w tym roku.
Rejon ten jest objęty od 2003 r. ochroną przez Tuszecki Park Narodowy, rezerwat i obszar krajobrazu chronionego, w sumie ponad 120 tys ha obszarów chronionych ze względu na ekosystemy wysokogórskie złożone z rzadkich odmian brzozy, dębu kaukaskiego i sosny na wysokości od 1400 do 4692 m n.p.m. i hale piętra wysokogórskiego. Występuję też endemiczna odmiana wilka kaukaskiego (ze względu na nie owczarki mają obcięte uszy i ogony), kozic, turów kaukaskich, licznie spotykane są niedźwiedzie, a nawet pojedynczo lamparty.
Codzienne życie.
Jeden z kaukaskich kwiatków, któraś z odmian anemonów.
Pastwisko.
Owczarek sprowadza bydło do wsi.
Na domach można wciąż spotkać baranie lub kozie rogi, symbole niewidzialnych sił. Kobiety nie mogą ich dotykać.
Święte wzgórze.
Przeszkoda terenowa.
Na mój widok chłopak wziął kaukaza za kark, chociaż nie okazywałam lęku. Widać miał swoje powody.
Jak miło wstać, skoro świt.
Kolejny kaukaski kwiatek.
Dwaj pasterze. Trochę zazdrościłam im miejsca pracy.
Oglądając stare zdjęcia porównywałam twarze spotykanych ludzi z tymi dawnymi.
Pożegnalny z Tuszetią spacer.
Kolejne wraki ostrzegają kierowców przed brawurą w powrotnej drodze.
Droga do przełęczy.
Góry już w trochę jesiennych kolorach.
I już na dole, już w Kachetii, inne widoki, inny klimat.