Szło się łatwo, plecak był niemal pusty, a trosk nie miał żadnych. Cieszył się lasem, pogodą i sobą samym. Teraz, kiedy jasnoczerwone słońce świeciło pomiędzy brzozami, a powietrze było rześkie i łagodne, dzień wczorajszy i jutrzejszy wydawały mu się równie odległe.
„To jest wieczór na piosenkę – pomyślał włóczykij. - Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi z sobą dobrze”.
[...]
Włóczykij podrapał się w głowę.
- A więc to tak – powiedział. - Tak.
Wyciągnął się na mchu i patrzył w wiosenne niebo – błękitne prosto nad nim i zielone jak morze nad wierzchołkami drzew. Czuł, jak gdzieś pod kapeluszem zaczyna powstawać jego melodia, ta, która e jednej części ma składać się z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt nad samotnością.
Żeby móc przemieszczać się po krętych nieutwardzonych drogach, na wielkich przestrzeniach Kaukazu, potrzebne jest solidne auto.
Na przykład takie. Chociaż jak widać, jeżdżą tam także wszędobylskie we wszystkich krajach byłego ZSRR marszrutki.
Miejscami Kaukaz przypomina Karpaty rumuńskie, tyle, że w powiększeniu. Jednak wioski rozpostarte w dolinach są tam całkiem inne, niepowtarzalne.
Na drodze często spotyka się krowy, osiołki, owce, świnki, czy gromady psów. Zwierzaki czasem odsuwają się, robiąc przejazd, czy przejście, a częściej nie, trzeba je ominąć lub przeczekać, aż im się znudzi postój.
Mestia
Miasteczko w górach, maleńkie, stare i piękne. Dobry punkt wypadowy.
Kierowca spędził w Polsce dwa lata w latach 80, w Legnicy, stacjonując z Armią Czerwoną, ma dobre wspomnienia o naszym kraju. Jeździ brawurowo i osoby bardziej lękliwe powinny unikać z nim jazdy. Mnie się podobało.
W górach Gruzji niemal wszyscy zmotoryzowani jeżdżą "japończykami" z kierownicą po prawej stronie. A ja próbuję w tej trzęsawce zrobić jakieś zdjęcie.
Mestia z góry. Charakterystyczne obronne baszty,
A tu już początek pieszej drogi do lodowca.
Niewinnie wyglądająca dolina z rwącą spienioną rzeką.
W Kaukazie, jak i w Karpatach zakwitły zimowity...
...kwitnie też jakaś odmiana wierzbówek, podobnych do tatrzańskich i małe płożące się żółte kwiatki.
Kopczyki układane przez wędrujących w góry z płaskich kamieni, dołożyłam i ja swój kamyk, choć nie wiem, w jakim celu. By tu wrócić? Na szczęście? Tak, czy siak, nie zaszkodzi.
No i lodowiec.Rzeka, która straszyła po drodze, wypływa właśnie spod niego. Temperatura spadła, wieje mrozem.
Zachmurzyło się całkiem, a dalekie grzmoty, które początkowo brałam za huk potoku i spadających z lodowca kamieni już nie pozostawiają wątpliwości, co do swych intencji Niebo przeszywają błyskawice.
Chowam aparat przed ulewą, no i odwrót.
Po kilku godzinach w Mestii na niebie tęcza, a w górach jeszcze burza sobie przeciągle pomrukuje, co potęguje echo.
Pogodny poranek sprzyja spacerom po okolicy, obejrzeniu gospodarstw, zapoznaniu się z ludźmi.
Spotykany przez wiele dni na trasie Menachem z Izraela, ciekawy i jak okazało się, bardzo miły człowiek.
Starsze kobiety zarabiają rękodziełem, wytwarzają koronki nieznaną mi techniką, za pomocą zwykłej igły do szycia.
Swańskie wsie, a na horyzoncie magiczna Uszba.
Uszba – schronienie bogini Dali, majestatyczny, dwuwierzchołkowy masyw górski (4710 m, 4695 m), przez dziesiątki lat uważany był za mekkę kaukaskiego alpinizmu. „Matterhorn Kaukazu”, „Droga do nikąd”, „Nędzne miejsce”, „Wiedźma” – przylgnęło do niej wiele nazw, ale żadna nie wyjaśnia pierwotnego znaczenia tego słowa. Uszba to wilk Kaukazu, drapieżnik pośród gór, gotowy błyskawicznie zaatakować, i tak samo szybko skryć się za zasłoną chmur. Na swoich stromych ścianach bezustannie zmusza do wyczerpującej walki, a gdy wreszcie zaatakuje, bywa naprawdę groźna. Uszba zawsze polowała na alpinistów.
Swanowie bardzo długo nie mogli uwierzyć, że ktokolwiek może stanąć na szczycie tej góry. Potężne, niemalże dwukilometrowe, strome skały i przepastne lodowce, zawsze wydawały się barierą niemożliwą do pokonania. Dopiero w 1888 roku, za sprawą dwóch Anglików, Johna Garforda Cockina i Urlicha Almera, udało się przełamać ten mit. Tego dnia po wielu godzinach trudnej wspinaczki alpiniści zameldowali się na szczycie północnego wierzchołka. Bogini Dali poniosła pierwszą porażkę. Jej kolejna przegrana odnotowana została dopiero 15 lat później, kiedy to na południowym wierzchołku stanęła pięcioosobowa grupa alpinistów.
Dotarłam do lodowca Uszby.
Dziewczyna spotkana pod cerkwią.
Stare groby w którejś z górskich wiosek.
Swańskie wsie są zbudowane ze skał łupkowych, które bardzo łatwo kruszą się w poszczególne "dachówki", natomiast są nie do złamania w poprzek. Przynajmniej przeze mnie, próbowałam.
Goryczkami usiane są górskie łąki, odmiana nieco inna, niż nasze.
"Prace drogowe", tą drogą można dostać się do najpiękniej położonej ze znanych mi wsi, Uszguli. Jeżdżą tędy i marszrutki, choć z rzadka i chyba tylko na indywidualne zamówienia, droga raczej dla samochodów z napędem na cztery koła.
Kolejny obrazek drogowy.
Młody przedsiębiorca sprzedaje swańską sól, o której wspominałam w poprzednim wpisie.
Uszguli.
Uszguli położona jest u stóp Szchary
Samotna cerkiew, a Szchara chowa się w chmurach.
Tymczasem jak zawsze ciekawi mnie życie codzienne, więc tylko patrzę, więc tylko słucham.
Poza "japończykami" drugi kaukaski popularny środek lokomocji.
Hale usiane jesiennymi krokusami.
Wędruję w kierunku Szchary wiedząc, że na nią nie dotrę.
Spójrzcie proszę, na tę twarz. Jest charakterystyczna dla ludzi z opisywanych okolic.
Maleńki górski cmentarzyk. Portrety, jedzenie, picie... czyli wszystko jest tak, jak powinno być.
Kolejny rzut oka na Uszguli.
Niezawodne ZIŁy wdrapują się wszędzie.
Gospodarz, który nas gościł, wraz z wnukiem. W beczce rewelacyjne wino.
Uliczka w górskiej wsi. Gdyby nie ten talerz, mogłoby to być sto, czy dwieście lat temu.
Kamień to najłatwiej dostępny budulec.
Codzienność w kaukaskiej wsi.
Można tu znaleźć noclegi.
Marszrutki z Kutaisi, czy z Mestii parkują na moście.
Hotel zaprasza - ustami właścicielek.
Kolejny spotkany pies. Są duże, bardzo łagodne i przyjaźnie nastawione, nie pogardzą kanapką.
W górach Gruzji dobrze jest mieć duży brzuch, będąc mężczyzną. Znaczy to, że jego właściciel lubi i umie się bawić, ucztować, pić wino. Nawet młodzi chłopcy starają się wyhodować sobie brzuszek.
Obrazek z drogi.
Drogi w górach są mniej więcej takie, niektóre intensywnie remontowane. Za kilka lat pewnie zaleje je asfalt, a na razie cieszyła mnie ich odmienność.
Papachy na sprzedaż.
Kwiatki, przypominające nasze mikołajki nadmorskie, choć rosnące w górach i z dala od morza.
Rzeka Terek.
Kwiatki, których u nas nie spotykam.
Młodzi górale z Mestii spontanicznie ruszyli w tany.
Dolina rzeki Enguri.
Armenia, jezioro Sewan, a za nim góry już na granicy z Azerbejdżanem.
Góry Armenii są w dużej części mniej zalesione, półpustynne, dzikie. Nie ma tam tras turystycznych, ani szczytów przyciągających alpinistów.
Ararat - święta góra Ormian, choć leży tuż za turecką granicą.
Uwielbiam patrzec na swiat Twoimi oczami!
OdpowiedzUsuńK.
Dzięki, Krzychu. I ja z wielką przyjemnością zaglądam pod podszewkę.
Usuń